piątek, 26 grudnia 2008

... poznaje się po tym jak kończy.

Czas na muzyczny "top ten". Kocham rankingi odkąd przeczytałem "Wierność w stereo" (swoją drogą to strasznie dziwne tłumaczenie skądinąd fajnie skonstruowanego tytułu "High Fidelity" - w angielskojęzycznym wpisie do Wiki jest kilka rankingów bohatera!). A w zasadzie pewnie kochałem je dużo wcześniej - książka tylko usystematyzowała ten zwyczaj. Sama rzecz Nicka Hornby jest pewnego rodzaju romansem dla lubiących rocka facetów i roi się w niej od prześmiesznych odniesień muzycznych oraz typowych dla pokolenia 30-, czy 40-sto latków sytuacji. Nic nowego, a jednak to ta książką, która zawsze znajdzie się na mojej "liście Wszechczasów"...

Pora na ranking. Dziś pięć najlepszych zakończeń płyt. Większość z tych piosenek jest oczywista, ale nic nie poradzę na to, że ambientowo-undergroundowe kapele z miasta X nie wydają płyt z takimi fajnymi zakończenia, albo przynajmniej nic o nich nie wiem. Ograniczyłem się do pięciu, bo niektórzy obchodzą święta, a ja muszę jeszcze sporo dziś popracować.

5. Frank Zappa, "Jesus Thinks You're a Jerk"
Jedno z najfajniejszych podsumowań płyty Zappy. I bardzo miła satyra na prawicowych ekstremistów, członków organizacji pro-life i innych nju born. Zawsze czekałem na ten numer, kiedy słuchałem płyty "Broadway the Hardway". Co ważne, to fakt, że jak na porządny numer ostatni na płycie jest rozbudowany.

4. Peter Gabriel, "Biko"
"Trójka" to świetna płyta z najlepszym z możliwych zakończeń. Piosence o Stevenie Biko. Cała płyta jest niesamowita, a numer tak przejmujący, jak to tylko możliwe. To jedna z tych piosenek, która brzmi jeszcze długo po zakońćzeniu albumu.

3. Marillion, "Forgotten Sons"
Wahałem się, między "Forgotten Sons", a "Fugazi" - ale jednak to pierwsza płyta Marillion jest mi bliższa i ma mocniejsze zakończenie. W ogóle pamiętam, że kiedy jeszcze nagrywaliśmy na kasety, to te zakończenia płyt Marillion ledwie mieściły się na 90-tkach i czasami coś tam obcinało. A i tak rządziły.

2. Roger Waters, "Amused to Death"
Nie upieram się, że to miejsce drugie. Mógłbym dyskutować, gdyby na przykład The Beatles mieli lepsze zakończenia płyt - chyba tylko na ostatniej jest jakiś godny numer na koniec ("Get Back"). Na przykład "Abbey Roda", ż się prosi, żeby kończyła się utworem "A Day In Life", a oni koniecznie musieli dać "Her Majesty", która jest żartem i rozbija całą atmosferę. Spuszcza powietrze - chociaż to akurat całkiem fajnie. Queen - również nie przepadam za zakończeniami (za to w kategorii numerów na otwarcie "Innuendo" będzie pewnie prowadzić...). Ale "Amused..." to bardzo fajny utwór - ta niepokojąca gitara na początek, tekst. No w końcu ja układam ten ranking...

1. Pink Floyd, "High Hopes"
W moim przypadku to oczywisty wybór. Nie ma lepszego zakończenia płyty i kariery zespołu niż "High Hopes". Po prostu nie ma. Lubię święta, rocznice zgonów i inne takie smutne chwile w życiu narodu, bo zawsze w radio leci sporo dobrej spokojnej muzyki, wśród której "High Hopes" znajdzie zawsze swoje miejsce.

Brak komentarzy: