W "Gazecie Wyborczej"pojawił się tekst o patriotyzmie. O takich "wydarzeniach" dowiaduję się zazwyczaj na zasadzie lustra - jego odbicie, komentarze w innych miejscach, zachęcają do czytania. Zwłaszcza w przypadku takim, jaki stworzył tekst Patriotyzm jest jak rasizm.
O czym jest tekst? Nie warto nawet zbyt długo się nad nim pochylać. Jest oczywisty - autor pisze, że wojna, militaryzm jest złem moralnym, z czym, jak sądzę zgodzi się każdy. Żuradzki zastanawia się, przy okazji niedawnej wielkiej defilady wojskowej, skąd w nas dziecinna fascynacja zabawkami do zabijania, a także stawia tezę, że we współczesnym świecie patriotyzm jest zjawiskiem przestarzałym, mogącym stanowić swoistą kulę u nogi.
Oczywiście tezy takie, głoszone bez większych kontrowersji poza granicami Polandu, u nas budzą zdziwienie, przestrach i panikę. Szczególnie u konkurentów Wyborczej, którzy zwietrzyli dla siebie łatwy cel. Jakże łatwo strzela się u nas z "bolszewików" do kogokolwiek, kto wychyla się poza bogoojczyźnianą tradycję miernoty. Bo tylko miernota, może napisać o "bredzeniach Johna Lennona" na przykład. No ale jak ktoś jest komentatorem "Faktu"....
Ale zostawmy na boku i tekst i panikę wokół niego - a raczej wszystkie konkrety w tym sporze. Dawno przekonałem się, że rozmowy w tym kraju na temat boga, patriotyzmu czy polityki są bezzasadne - i przypominają raczej walki gladiatorów. Krew się leje, tłumy wiwatują. Jednak kiedy przychodzi do refleksji, do przekonania kogokolwiek, do wyłożenia swoich racji zostają tylko inwektywy. "Jesteś bolszewikiem" - jak wiele razy słyszałem to w rozmowach. "Nie jestem odpowiadałem. Powiedz, na jakiej podstawie tak twierdzisz" - domagałem się argumentów. "Bo wszyscy ateiści to bolszewicy" - i tak dalej...
Okazuje się jednak, że to nie tylko nasz, narodowa nieumiejętność dyskusji. Richard Dawkins w "Bogu urojonym", na którego lekturę w końcu znalazłem czas, często opisuje ów sposób dyskusji jego przeciwników - różnej maści deistów, kreacjonistów, którzy po obaleniu ich argumentów chwytają sie jakiejś ostatecznej broni. W przypadku Dawkinsa są argumenty w stylu "przecież musi Coś istnieć". W Polsce mamy prostszy i bardziej elegancki sposób kończenia takich dyskusji: "bolszewik".
O czym jest tekst? Nie warto nawet zbyt długo się nad nim pochylać. Jest oczywisty - autor pisze, że wojna, militaryzm jest złem moralnym, z czym, jak sądzę zgodzi się każdy. Żuradzki zastanawia się, przy okazji niedawnej wielkiej defilady wojskowej, skąd w nas dziecinna fascynacja zabawkami do zabijania, a także stawia tezę, że we współczesnym świecie patriotyzm jest zjawiskiem przestarzałym, mogącym stanowić swoistą kulę u nogi.
Oczywiście tezy takie, głoszone bez większych kontrowersji poza granicami Polandu, u nas budzą zdziwienie, przestrach i panikę. Szczególnie u konkurentów Wyborczej, którzy zwietrzyli dla siebie łatwy cel. Jakże łatwo strzela się u nas z "bolszewików" do kogokolwiek, kto wychyla się poza bogoojczyźnianą tradycję miernoty. Bo tylko miernota, może napisać o "bredzeniach Johna Lennona" na przykład. No ale jak ktoś jest komentatorem "Faktu"....
Ale zostawmy na boku i tekst i panikę wokół niego - a raczej wszystkie konkrety w tym sporze. Dawno przekonałem się, że rozmowy w tym kraju na temat boga, patriotyzmu czy polityki są bezzasadne - i przypominają raczej walki gladiatorów. Krew się leje, tłumy wiwatują. Jednak kiedy przychodzi do refleksji, do przekonania kogokolwiek, do wyłożenia swoich racji zostają tylko inwektywy. "Jesteś bolszewikiem" - jak wiele razy słyszałem to w rozmowach. "Nie jestem odpowiadałem. Powiedz, na jakiej podstawie tak twierdzisz" - domagałem się argumentów. "Bo wszyscy ateiści to bolszewicy" - i tak dalej...
Okazuje się jednak, że to nie tylko nasz, narodowa nieumiejętność dyskusji. Richard Dawkins w "Bogu urojonym", na którego lekturę w końcu znalazłem czas, często opisuje ów sposób dyskusji jego przeciwników - różnej maści deistów, kreacjonistów, którzy po obaleniu ich argumentów chwytają sie jakiejś ostatecznej broni. W przypadku Dawkinsa są argumenty w stylu "przecież musi Coś istnieć". W Polsce mamy prostszy i bardziej elegancki sposób kończenia takich dyskusji: "bolszewik".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz