czwartek, 18 grudnia 2008

Bye bye maszkaro

Na początek spoiler, dla tych którzy "nie lubią jak jest o polityce". Otóż będzie o "Lewicy" i lewicy, a także o tym dlaczego "są skończeni" jak Ben Johnson we wstawce na żółtej płycie (która była w moim przypadku kasetą) zespołu Kury. Ci którzy "nie lubią o polityce" niech sobie posłuchają piosenki i poczekają na następny wpis.

Nie ma w Polsce lewicy, jest za to "Lewica", która potrafi być konsekwentna wtedy i tylko wtedy, gdy w grę wchodzi obrona Generała. Politycy ci uważają najprawdopodobniej, że aby zdobyć poparcie społeczne wystarczy przeczytać wyniki badań, z których wynika, iż stan wojenny w 1981 roku nie był tak całkiem zły i trzymać się tej tezy rokrocznie w niemal sformatowanych do granic możliwości bachanaliach. Ich program jest standardowy: Paczkowski w telewizji, Kukliński w tle, Liga Republikańska przed pustym domem Jaruzelskiego i koksowniki. Ostatnia do tego dołączono tzw. grupy rekonstrukcji historycznej. Nic ciekawego ani nic nowego. Ale chłopcy z "Lewicy", którzy dzielnie asystowali podczas mszy za czasów swojej młodości, lubią najwyraźniej grudzień i chętnie biorą udział w rokrocznym karnawale.
Kiedy natomiast trzeba uderzyć ręką w stół, bo liberałowie dobierają się do opieki zdrowotnej, czy też świadczeń socjalnych, chłopcy z SLD i SdPl nagle znikają. Zapominają o swojej przynależności do międzynarodówek, o swojej bazie społecznej, o wynikach badań. Stają się liberalni. Dlaczego? Obawiam się, że dlatego, iż nie mają jakiegokolwiek pomysłu na Polskę. Pomysłu innego niż PO czy PiS.
Podobne nie potrafią sobie wyobrazić Polski bez dominujących wpływów Kościoła katolickiego, wielkiego rodaka, religii w szkołach za publiczne pieniądze, tudzież obchodów i procesji z udziałem dostojników państwowych. Skoro zaś nie potrafią sobie wyobrazić, więc nie mają nic przeciwko. Coś tam przebąkują o tolerancji, gdzieś tam powiedzą, że może jednak nie-tak-do-końca i że przepraszają-ale-trzeba-tolerować. I chyba powoli mam tego dość. Przez lata byłem żelaznym elektoratem tzw. oficjalnych partii lewicowych i jeszcze bardziej tak zwanych lewicowych kandydatów na prezydenta. Na zasadzie wyboru mniejszego zła. banalnej zasadzie, która w polityce najwyraźniej się nie sprawdza.
"Lewica" nie jest wcale mniejszym złem - im dłużej będzie bowiem wegetować na scenie politycznej zdobywając te 6-10 procent, tym skuteczniej będzie blokować miejsce, które nie jest dla niej. Miejsca po lewej stronie izby reprezentantów nie powinni pod żadnym pozorem zajmować ludzie bez wyobraźni.

Brak komentarzy: