sobota, 6 grudnia 2008

Brak magnezu - kilka miesięcy później

Od kilku dni męczę się strasznie, jak zwykle gdy coś się zepsuje i w moim organizmie brakuje magnezu. To chyba najgorsza z możliwych dolegliwości, powiązana z ciągłymi skurczami mięśni. Dziś jednak wybrałem się do apteki i kupiłem preparat, po wypiciu, którego... - to był ostatni zapis w tym krótko funkcjonującym blogu (niech żyje opcja autozapisu!). Nie pamiętam dlaczego zacząłem ten blog pisać? Domyślam się dlaczego nie kontynuowałem - jak zwykle setki spraw ważniejszych, banał, który zna każdy z nas. Od tamtego czasu próbowałem z kilkoma blogami. Jeden wciąż (jeszcze) jest czasem coś tam dodaję - choć rzadko i bez specjalnego przekonania. Inne wykasowałem. Testem dla bloga - mimo wszystko - jest według mnie poziom żenady, którą ma autor czytając swoje teksty po jakimś czasie. Jeśli jest mały - blog ma sens. I kiedy pod wpływem inauguracji bloga Rebusa, dodając komentarz, przypomniałem sobie o tym blogu i przeczytałem te dwie notki z sierpnia 2007, stwierdziłem, że jednak można to czytać, a czas, w którym żyję (mój prywatny czas) jest wciąż "czasem odlotów".

Z magnesem u mnie już całkiem w porządku - zwracam na niego szczególną uwagę, ponieważ kilka dni po pisaniu tego krótkiego odnalezionego dziś fragmentu zacząłem biegać (i biegam do dziś, a nawet coś więcej - trenuję amatorsko biegi średnio- i długodystansowe i mam z tego ogromną frajdę). Z poziomem żenady - zależy od tekstów.... - z pewnością jest ze mną lepiej niż z Balcerowiczem, który jeszcze jakiś miesiąc temu twierdził, że nie ma czegoś takiego jak kryzys. Chciałoby się dodać ze słynnego skeczu Monty Pythona o armii... "a jeśli nie niech mnie piorun strzeli" (czy jak to szło na zakończenie Fighting Each Other).

1 komentarz:

igor strapko pisze...

jo! także tutej, w macierzy rozruchu, wyrażam zadowolenie z konsekwencji, do jakiej doprowadził start tofubloga ;-)

pozdrawiam i mobilizuję do dalszych wywewnętrzeń!