sobota, 18 lipca 2009

For social democrats with love

Na naszych oczach, w czasie kilku lat, umarła idea socjaldemokracji, czyli tworu, który z założenia był sztuczną próbą dostosowania idei lewicowych do sukcesów gospodarki rynkowej i liberalnej demokracji. Dziś już wiemy, że wiele z otrąbionych w latach poprzednich zwycięstw kapitału, było albo teatralną pozą albo życiem na kredyt. Socjaldemokraci nie mają w zasadzie żadnego pomysłu na kolejną dekadę XXI wieku, co świetnie widać w kolejnych europejskich krajach, w których przegrywają. Także w Polsce, a może szczególnie tutaj, ponieważ partie lewicowe głównego nurtu nie spełniały w naszym kraju nawet minimum socjaldemokratycznego (neutralność światopoglądowa państwa, równość płci, czy progresywne opodatkowanie - dość przypomnieć, że to "lewicowy" prezydent handlował z Kościołem katolickim w sprawie wejścia do UE, to dwukrotnie rządząca partia lewicowa desygnowała ministrów, który całkiem poważnie planowali wprowadzenie podatków liniowych, a większość sejmowa tej partii uchwaliła prawo umożliwiające eksmisję na bruk; o Iraku i Afganistanie również nie zapominajmy), stąd dziś są tam gdzie są.
Obecnie nawet byli członkowie i sympatycy jednej z tych partii dostają entuzjastyczne e-maile informujące, że oto w sondażu jednego z portali... partia przekroczyła 3%, co wystarczy jako projekcja przyszłości postkomunistycznej lewicy.
A czy jest potencjał społeczny do stworzenia nowej lewicy? Nie wiem Wiem natomiast, że jak wynika z badań istnieje duża grupa obywateli, którzy nie dali sobie wyprać mózgu propagandą liberałów. Oto "Gazeta Wyborcza" musiała przełknąć gorzką pigułkę, publikując sondaż, według którego 3/4 badanych uważa, że w obliczu kryzysu należy podnieść podatki najbogatszym. Co więcej, 14 % chce podniesienia podatków w ogóle. Sądzę, że gdyby do tego dorzucić jeszcze informacje o kosztach misji wojskowych Polski, o potencjalnych zyskach z opodatkowania kościołów, legalizacji miękkich narkotyków, uzyskalibyśmy kilka całkiem lewicowych postulatów.
Na marginesie cieszy mnie akceptacja dla podnoszenia kosztów dobrowolnego trucia się papierosami i alkoholem. Nie jestem neofitą, który chciałby zakazać picia i palenia czegokolwiek, ale skala szkodliwości, jej bezdyskusyjność i koszty leczenia przemawiać powinny za dobrze wykalkulowanymi cenami używek. Przychody z akcyzy i innych podatków mają wystarczyć przynajmniej na leczenie osób, które zrobią sobie krzywdę, na leczenie ofiar wypadków spowodowanych przez te osoby.

Brak komentarzy: