środa, 15 lipca 2009

Jak oduczono mnie płacić abonamentu?

Dziś zapowiadana opowieść o tym, jak z zagorzałego zwolennika publicznych mediów i abonamentu stałem się zwolennikiem likwidacji Telewizji Polskiej. Wiem jakie są konsekwencje tego kroku - starcimy TVP Kultura (ja nie stracę, bo nie mam telewizora, więc nie korzystam, ale potrafię podejść do tego szerzej), całkiem niezłą TVP Info (którą czasem poza domem oglądam), publiczne radio (np. Trójkę i audycje typu "Panie Kuba, co pan sądzi o...?" lub "erudycyjne popisy muzyccznych znawców") i tym podobne cenne lub mniej zjawiska medialne.
Rzecz jednak w tym, że konsekwencje likwidacji publicznych mediów mogą przynieść ze sobą więcej korzyści niż potencjalnych strat. Oczywiście nie ulega dla mnie wątpliwości, że stacje komercyjne są dużo gorsze od publicznych, jednak nie jesteśmy w stanie, póki co, ich zlikwidować. Możemy ich po prostu nie oglądać. Tymczasem media publiczne zlikwidować jest dość łatwo - a przynajmniej odciąć je od finansowania z budżetu państwa i budżetów domowych. Jest dziesiątki innych ważniejszych celów niż finansowanie seriali Łepkowskiej,. tańców na lodzie, czy śpiewających fortepianów. Nie mówiąc już o wydarzenia, którego odbiór był dla mnie przysłowiową kroplą, która zdecydowała o zmianie poglądów...
Miałem okazję być przed telewizorem w pewne niedzielne południe. Włączam sobie Jedynkę, a tak - jak to w niedzielę - jakaś msza live. Oczywiście nie lubię publicznego obrażania rozumu, ale skoro żyjemy w kraju o takim a nie innym profilu wyznaniowym i umysłowości wyznawców, to nie mam nic przeciwko temu, żeby od czasu do czasu w dzień specjalny dla wyznawców była emitowana msza, tudzież odezwa z okazji rozpoczęcia miesiąca ramadan. Wybrałem więc Dwójkę, gdzie... ku mojemu przerażeniu transmitowano również na żywo mszę z udziałem papieża Niemca (zastanawialiście się kiedyś dlaczego nikt tak nie mówi? skoro używano w kółko i do znudzenia określenia papież-Polak, dlaczego teraz nie określać narodowości zwierzchnika?) w sanktuarium oszusta Czyli co? Dwa programy publicznej telewizji i dwie konkurujące ze sobą msze na żywo, w dodatku tej samej religii, obrządku. To delikatne przegięcie biorąc pod uwagę, że z pewnością są tacy płatnicy abonamentu, którzy mają gdzieś zarówno msze w wykonaniu hierarchów polskich, jak i ich niemieckiego szefa. Rzecz w tym i tu moje socjalistyczne serce krwawi, że w prywatnej stacji raczej nie mielibyśmy do czynienia z tak oburzającym brakiem różnorodności i z dwojga złego niestety wolę nie utrzymywać ze swoich podatków i daniny telewizji, która nie chce zrozumieć, że jeśłi na jedym programie stawia tezę o istnieniu boga, dla którego frajdą są stygmaty i inne czary, to na drugim wartoby puścić przynajmniej wester z lat 30-tych lub - skoro puszczają je w każdej innej porze dnia - kabarety...

Brak komentarzy: