sobota, 12 lutego 2011

Sobotni poranek

Wiatr uniemożliwił mi poranne bieganie, więc siedzę sobie i czytam blogi ultramaratończyków. Przebiec 100 mil w czasie około 13 godzin, podczas gdy dla mnie 42,5 km w czasie 2:59 to wymarzony Mount Everest... Ale nie o granicach możliwości, które można przesuwać do przodu.

Kiedy biegam czuję się naprawdę wolny. To złuda, zwłaszcza, że ogranicza mnie moje ciało i z każdym przebiegniętym kilometrem czuję coraz wyraźniej to ograniczanie. A jednak, kontrola nad tempem, nad długością kroku, ustawieniem sylwetki i narastający z dnia na dzień efekt treningów daje mi ogromne poczucie wolności, wynikające z panowania nad sobą. Może dlatego tak uwielbiam biegać? Ponieważ niemal absolutnie panuję nad wszelkimi elementami tego procesu - co połączone jest z jego rozumieniem i przewidywalnością. A jednocześnie doświadczam nowych sytuacji, napotykam na nowe problemy, stawiam sobie nowe wyzwania.

Dziś na chwilę ograniczył mnie wiatr. Wichura, podczas której znikał sygnał telewizyjny. Wiatr ustaje, więc niedługo wyruszę na ścieżkę.

Brak komentarzy: